Brzydkie słowa, herezje, kosmiczne odloty i polskie połamanie głowy

Jestem kilka minut po finale drugiego sezonu "Star vs The Forces of Evil" i jestem pozamiatany. Niestety prace nad sezonem trzecim trwają od dawna, toteż twórcy wykorzystali to w pełni, zostawiając furtki. Dużo furtek. I dobrze, liczę, że osiągnie on jeszcze większą popularność, pomimo tego co Disney potrafi nawyczyniać na swoich kanałach. A i pojawiła się polska wersja wersja, którą też chętnie sprawdzę. Właściwie to jakoś bardziej on trafia w moje gusta niż nawet "Wodogrzmoty Małe"... Właśnie, kiedy ja to dokończę? Mam dłuższe przerwy między odcinkami niż te oficjalnie i wcale nie dlatego że mi się nie podoba czy coś.

Ale o tym kiedy indziej. Na pisaninę nie było ostatnio czasu, a udało mi się nadrobić kilka filmów.


Miasteczko South Park

W tym roku film stanie się pełnoletni. Czyli w wieku widzów do których był kierowany. Teoretycznie, bo kto takiego niegrzecznego filmu nie widział? No, ja. I na dobrą sprawę dziwnie się ogląda film, którego nie widziało się nigdy, ale jednak znało się cały. Już lata temu w gimnazjum absolutnie zakochałem się w grze "South Park" u kuzyna (po latach zobaczyłem jak bardzo słaba ona była :P), a kuzynka z kolei streściła mi film. W liceum zapoznałem się z kilkoma sezonami i byłem naprawdę pod wrażeniem tego jaki ten serial jest naprawdę. I porzuciłem go na wiele lat, ale sezon 19 obejrzałem cały (PC Principal to genialna postać!). Ale filmu nie widziałem. Przez lata widziałem pojedyncze scenki, słuchałem części piosenek, które naprawdę mi się podobały i przyszedł w końcu czas na nadrobienie. I jak wypada po latach? Całkiem dobrze. Podoba mi się jak twórcy w fabule na dobrą sprawę nawiązywali do własnych kontrowersji, jakie zdołają wywołać i jak dzieciarnia będzie chciała to obejrzeć (bo i tak jest z filmową fabułą właśnie). Tempo jest jednak miejscami za bardzo szybkie, a sam film jest dość krótki. Nie widziałem wystarczająco nowych odcinków, by wiedzieć jaką ewolucję przeszedł serial i jak balansowano na granicy humoru i satyry na społeczeństwo, ale na pewno i dziś nie jest to seans stracony.



Dogma

Tak jak sobie obiecałem, zamierzam nadrobić kino Kevina Smitha. Czy będę miał ochotę sięgać po jego późniejsze filmy po 2006 roku, które zaczęły podobno stawać się coraz gorsze? Się zobaczy. Dpgma akurat pochodzi z jego wczesnego okresu, gdy jednocześnie jego filmy cieszyły się popularnością. W Dogmie do tego dochodzą kontrowersje związane z fabułą obracająca się wokół wiary katolickiej i chrześcijan, a jak dodać do tego poczucie humoru twórcy  łamanie niektórych wyobrażeń, to wychodzi tu mocna mieszanka. I fakt, humor miejscami zdawał się być aż nadto wulgarny, choć zdecydowanie dawał radę. Najbardziej podobały mi się zdecydowanie te spokojniejsze momenty, gdzie bohaterowie rozmawiali... na naprawdę ciekawe tematy, zadając pewne ważne pytania na temat pojmowania wiary i podejścia ludzi, którzy podświadomie nie traktują jej poważnie. Choć i perspektywa upadłych aniołów, którym zależy bardzo na powrocie do Nieba jest równie interesująca. Wiem że w przyszłości będę chciał do niego wrócić, by spojrzeć na niego jeszcze raz na świeżo.



Moon

Debiut Duncana Jonesa opowiadający o samotnym astronaucie w bazie księżycowej na której dzieją się dziwne rzeczy zaintrygował mnie już w czasie premiery. Bo owszem, samotność gdy przez kilka lat jest się z dala od Ziemi i praktycznie czegokolwiek ludzkiego może zacząć dawać się we znaki, a i pamiętam że zwiastun zapowiadał lekko paranoiczny klimat, gdzie nie do końca wiadomo co jest prawdziwe, a co nie. Kojarzyło mi się to trochę z Solaris z 2002 roku, jednak ostatecznie karty zostają szybko odkryte i zamiast zastanawiania się "co", myślimy raczej "dlaczego", co oczywiście nie musi być minusem, bo scenariusz jest całkiem zgrabny. I kojarzył mi się z innym filmem, którego jednak nie przytoczę, by nie spojlerować :P.  Nastrojowy film z miłym klimatem, w którym zabrakło mi tego "czego, czego jeszcze nie potrafię nazwać". Albo po prostu mocniejszego zaskoczenia. W sumie podobnie było z późniejszym filmem reżysera, Kod nieśmiertelności, który też był całkiem oryginalny, ale miałem podobne odczucia. Nie wiem jak jest z Warcraftem, ale opinie były dość średnie, gdzie narzekano głównie na scenariusz. Czyżby takie niedorobienie miałoby być oznaką stylu Jonesa? Nie wiem, ale i tak będę mu po cichu kibicować.



Hardkor Disco

Nie udało mi się obejrzeć kiedyś tego filmu na którymś Camerimage, a nowe kino polskie od młodych twórców mnie interesuje. Tym bardziej, że Krzysztof Skonieczny wydaje się być twórcą wszechstronnym. A jak wypada jego debiut filmowy? Dla mnie tak sobie, jeśli mam być szczery. Owszem, aktorzy grają jak najbardziej w porządku, realizacja jest dobra, a zdjęcia nadają całości chłodnej atmosfery. Ale na dobra sprawę myślałem, że będzie tam więcej klimatów nocnego, warszawskiego życia. I niby było, ale stosunkowo mało. Najbardziej mnie jednak uwierała forma przedstawienia fabuły, którą wydaje mi się (może błędnie), że w ostatnich latach znajduję głównie w polskim kinie, a na pewno w offowym. Mianowicie oglądając film bez większej uwagi tak naprawdę można wiele przegapić, bo nic nie jest nam mówione wprost, a całość bazuje na własnym domyślaniu się przyczyn działań bohatera. I nie chcę wyjść tu na jakiegoś prostaka, bo zdecydowanie popieram, by filmowi twórcy stosowali zasadę "nie tłumacz, pokazuj", tylko co, gdy w rzeczywistości pokazują jak najmniej? Być może po prostu nie byłem w nastroju, ale seans okazał się dla mnie bez większej rewelacji, a szkoda. Być może w dużym skupieniu na sali kinowej więcej bym z niego rozkminił, być może trzeba go obejrzeć jeszcze raz, ale jak znam siebie, to popatrzę na analizy innych na forach. Lubię w sumie układać filmowe puzzle, ale na dobrą sprawę czasem trzeba trochę zluzować i nie popaść w przesadę. Ale kto wie, może lepiej go zrozumiem, a potem będę się pacać w głowę za to, co tu właśnie ponawypisywałem :P.


Kończę. Tak patrzę na te notki i wydaja się strasznie krótkie, choć pisanie szło mi nieco opornie. Tak to jest, gdy opisze się coś po dłuższym czasie, albo gorzej, gdy nie ma się za wiele do powiedzenia. Ale hej, po to tu piszę. Wiem na pewno, że jeżeli będę miał do powiedzenia o czymś konkretnym coś więcej, to na pewno poświęcę temu osobny wpis. A takie krótkie serie kilku rzeczy na raz chyba nie są jakoś mocno zagmatwane?

Komentarze

Popularne posty