"Masochista" - wywiad


Wywiad z Mieciem Mietczyńskim, video-recenzentem, który parę miesięcy temu zdobył wciąż rosnącą popularność cyklem "Masochista", gdzie w prześmiewczy sposób omawia nieudane polskie produkcje. 

Co skłoniło Cię do wzięcia kamery i recenzowania filmów? 
Mietczyński: Przede wszystkim nuda. Tak się złożyło, że jakiś czas temu wyjechałem trochę pomieszkać za granicę. Tutaj jest tak, że jeśli człowiek nie znajdzie sobie jakiegoś ciekawego zajęcia, którym będzie w jakiś sposób żył, no to kapa. Zwyczajnie nie ma tu co robić, przynajmniej dla mnie. Akurat ten pomysł wziął mi się z tego, że pewnego razu bardzo polubiłem oglądać sobie tego typu recenzje amerykańskich twórców i nagle pomyślałem "Hej, ja też bym tak chyba potrafił". Napisało się więc scenariusz, nagrało się, zmontowało no i wisi na kanale. Powiem, że póki co daje to momentami kupę radochy w (parafrazując kultowy tekst Bolca) "tym smutnym jak p**da kraju". 

Czy był ktoś, na kim się wzorowałeś? 
M: Zdecydowanie tak. Od początku wzorowałem się na tego typu szkielecie programu jaki stworzył Doug Walker wraz z postacią Nostalgia Critica (z tym, że ja nie tworzę raczej żadnej postaci - taka różnica). Uważam, że jest to normalne i negatywne komentarze typu "eee, to jest zwykła kopia, wymyśliłbyś coś sam" są zwyczajnie głupie bo pewnie jakieś 99,9% programów nie tylko tworzonych przez twórców internetowych w Polsce, ale również ludzi pracujących w telewizji, to pomysły zaczerpnięte z zachodu (głównie, ze wschodu też się zdarza). W każdym razie z odcinka na odcinek staram się trochę ten szkielet przestawiać, żeby było to bardziej "własne".

Czy miałeś już wcześniej jakieś doświadczenie w graniu przed kamerą lub na scenie? 
M: Żadnych. Jakieś tam epizodziki w kółku teatralnym, ale zawsze jakieś ch***we role dostawałem, bo nie byłem dziewczynką i zaczęło mnie to, że tak powiem dop****lać. Kiedyś miałem zagrać Józefa na jasełkach, ale próby pokrywały się z SKSami, tak więc dałem sobie siana. Czyli tak całkowicie już poważnie - nie, nie miałem żadnego doświadczenia wcześniej.

W cyklu "Masochista" recenzujesz kiepskie polskie filmy. Masz wśród nich jakieś ulubione?
M: Ależ tak! Mnóstwo! Ja w ogóle uwielbiam polskie filmy, tylko zwyczajnie program jest ciekawszy gdy jest się z czego pośmiać, dlatego biorę się za totalne badziewia, które powstają przecież też w innych krajach. Jakbym miał podać kilka tytułów, to uwielbiam filmy Koterskiego - przede wszystkim "Nic śmiesznego" i "Dzień świra", ale też "Wszyscy jesteśmy chrystusami". Z klasyków to "Hydrozagadka" i "Miś". Jeśli chodzi o nowsze produkcje to "Vinci" (film niedoceniany moim zdaniem, jest całkiem inny, jak niepolskie kino) i "Dom zły" (to samo). No i naturalnie nasze, najlepsze komedie "Poranek Kojotwa", "Chłopaki nie płaczą" i obie części "Kilera".

Czy jest coś, czego we współczesnym polskim kinie szczególnie nie lubisz? 
M: Nie lubię tego, że dość mało stawia się u nas na nowe twarze, a jeśli już to przebijają się głównie Ci ładni, a rzadko uzdolnieni. Taki Piotr Wawer - fenomenalna rola w filmie "Made in Poland" w 2010 roku i co? Cisza. Z drugiej strony Aleksandra Hamkało, która owszem - jest śliczną dziewczyną, ale ile w niej samego wdzięku, a ile umiejętności aktorskich...? I taka gra w filmie "Big Love" pani Białowąs, który jest przez nasze media nazywany "ambitnym kinem" co też jest moim zdaniem czystą kpiną, no ale to inna kwestia. W każdym razie wspomniana wcześniej przeze mnie Hamkało zagra pewnie wciągu najbliższych pięciu lat w co najmniej czterech filmach, ogłaszanych przez nasze media jako te mega świetne, a Wawer... wróci do teatru, na stałe. W Polsce od jakiegoś czasu status "dobrego aktora" nie jest przyznawany za dobrą grę, ale ze sympatyczny sposób przedstawienia dezodorantu, który nie zostawia białych śladów. Oczywiście nie jest to zasadą, ale swego rodzaju plagą. Eh, dużo jest rzeczy szczególnie nie lubię, chyba za dużo opowiadania...

Jak wygląda pisanie scenariuszy? Tworzysz je sam, czy ktoś Ci przy tym pomaga? 
M: Sam. Raczej do tego programu nie potrzebuje niczyjej pomocy. Co do samego procesu pisania to wygląda to bardzo różnie. Do trzeciego odcinka udało mi się napisać całość chyba w dwie godziny, zaś do tego ostatniego trwało to ponad tydzień. Zależy chyba od zależności. Najgorsze jest jednak to, że aby takie coś stworzyć to nie wystarczy filmu zobaczyć raz, czy dwa. A to boli. Piekelnie.

Zamierzasz w przyszłości rozszerzyć działalność? Omawiać też inne rzeczy czy utworzyć nowe, poboczne serie? 
M: Jakieś tam pomysły są, ale póki co jest dobrze tak jak jest. Może jak kiedyś uda się zdobyć większą oglądalność i zainwestować coś w sprzęt, to wtedy zabiorę się jeszcze za jakiś inny projekt. Czas pokaże.

Prócz YouTube publikujesz też filmy w serwisie „To Się Wytnie”. Nagrałeś gościnnie materiał dla serii „Wycięci”. Będzie więcej współpracy? 
M: Bardzo bym sobie tego życzył, jednak na pewno nie sprzyja temu fakt, że nie mieszkam w Warszawie ani w ogóle w Polsce. Póki co cieszę się z tego, że mam tam kanał, bo trafia on do dość sporej grupy odbiorców jak na tego typu telewizję internetową, a i z tego co widzę po ocenach i komentarzach, moje filmy cieszą się tam dobrą opinią, mimo że wśród odwiedzających ten portal aż roi się od hejterów. Póki co jednak na jakąś większą współpracę się nie zanosi.

 
Mieciu Mietczyński
 

Komentarze

Popularne posty